Nie jesteś zalogowany na forum.
Strony: 1
Lato tego roku było wyjątkowo upalne. Żar lał się z nieba, strumyki wysychały, a mniejsze plony zaczynały już czernieć. Tylko zboże cieszyło się słońcem. Dorodne kłosy łapczywie wyciągały się w stronę nieba, a złote, wielkie pole nie poruszało się, trwało jakby w gorącym zamarciu.
Zbliżało się południe, ale Vladko nie miał zamiaru wracać do domu. Praca w polu pozwalała mu zapomnieć o nieszczęśliwych zdarzeniach.
Vladko miał dopiero dwadzieścia lat, ale już był wdowcem. Jego luba, Dobruśka, piękna i dobra żona, zginęła zaraz po weselu - koń, na którym ofiary bogom złożyć jechała, żmii się wystraszył i dęba stanął. Dobruśka spadając głową o kamień uderzyła. Znalazł ją Vladko, kiedy zmartwiony o żonę za nią pojechał.
Zbliżało się południe, czas, w którym na polu przebywać było bardzo niebezpiecznie, ale Vladko nawet nie rozglądał się za cienistym schronieniem, tylko sierp mocno w dłoniach trzymał i, oblewając się potem, ciężko pracował.
Zboże przed nim zaczęło powoli falować. Uśmiechnął się, oczekując na miłe muśnięcie jego twarzy orzeźwiający powiewem. Patrzył na kładące się łany zboża i dopiero po chwili zauważył, że żaden wiatr nie nadszedł. Drzewa i pole za nim ciągle tkwiły w tej samej, upiornie gorącej pozie.
Zrobiło mu się słabo, serce zaczęło bić niespokojnie, powietrze drażniło gardło i nie pozwalało oddychać. Zakręciło mu się w głowie, próbował postawić krok w tył, ale przewrócił się. W oczach zamieniło się od złota słońca i zboża. Usłyszał przed sobą szelest, ale nie mógł się podnieść. Słońce nagle zniknęło, zaciemniło się mu w oczach. Dopiero po chwili zauważył zarys kobiecej sylwetki, o oślepiająco bladej skórze i białej sukni. Skupił się na twarzy kobiety, jej znajome Vladkowi rysy stawały się wyraźniejsze. Tylko spojrzenie było obce, zimne, przerażające, a twarzy nie ozdabiał żaden uśmiech. Wyglądała jak nieżywa, z kamienną twarzą, bez ruchu towarzyszącemu oddechowi na piersi.
Vladkowi wydawało się, ze kobieta stoi przed nim i obserwuje go już wieczność.
- Sław... - chciał przywitać się, ale oślepił go blask metalu. Kobieta uniosła rękę, jakby wskazując na słońce. Coś trzymała w ręce, coś bardzo błyszczącego...
Powoli otworzyła usta i wzięła głęboki wdech. Po polu rozniósł się przenikliwy kobiecy krzyk, przepełniony bólem i rozpaczą. Kobieca ręka opadła szybko, krzyk urwał się, a złote zboża pokryły się czerwonymi plamami.
Zawiał wiatr.
Offline
Strony: 1